Trener wyciągnięty z zaplecza Bundesligi, snajper z Lecha Poznań, rozgrywający błyszczący głównie w drugiej lidze japońskiej czy stoper niechciany w rezerwach monachijskiego Bayernu. Dziewięć lat temu Borussia Dortmund świętowała pierwsze mistrzostwo Niemiec po dłuższej przerwie pokazując, że niekoniecznie pieniądze i nazwiska, a talent, pasja i pomysł potrzebne są, by dokonać niemożliwego.